top of page

Gdzieś pomiędzy...

Zaktualizowano: 20 wrz

Rozmowa z Olą Dominik-Reszke





Małgosia: Ponieważ lubisz miejskie kawiarenki, wyobraźmy sobie, że właśnie w takiej jesteśmy. Co podać do kawy?


Ola: Moja ulubiona szarlotka. Z cynamonem!


Tak oto rozpoczynamy cykl rozmów z Twórcami, pod wdzięcznym tytułem


Stoliczku nakryj się


Będziemy się w nim spotykać na wirtualnej kawie z barwnymi postaciami. Ludźmi, którzy tworzą Coś z przypadkowych elementów lub wręcz z niczego. Za pomocą słów, pędzla, aparatu fotograficznego, nożyczek... Wachlarz narzędzi, podobnie jak ludzka wyobraźnia, jest nieograniczony. Podczas rozmowy nasz stolik zapełni się myślami, inspiracjami, obrazami, sekretami, odkryciami. Zapraszam na małą ucztę dla duszy. Mamy wolne miejsce, przysiądź się.


M: Wiem już, że do kawy szarlotka, coś jeszcze?

O: Oprócz gorzkiego smaku, który dodaje się sam? Ja to muszę mieć mleko. Kawa tylko z mlekiem. I odrobina świętego spokoju! Kawa jest najlepsza do spokojnych rozmów albo w samotności!


M: A masz taką "samotnię", gdzie odnajdujesz odrobinę świętego spokoju? Jak chronisz się przed zabieganiem?

O: Trudne pytanie się wylosowało… Najczęściej to wczesny poranek, kiedy mogę w samotności posłuchać radia, wypić kawę, przeczytać choć kawałek książki. Bardzo też lubię samotne spacery, już bez kawy, ale za to z telefonem do zdjęć i ze swoimi myślami do poukładania. Ochroną przed zabieganiem i wszelkim złem zawsze były dla mnie książki.




M: Jak wygląda dzień z życia Oli? 

O: Nie ma jednej odpowiedzi, każdy dzień jest przecież inny. W innym kolorycie. Profesor Kępiński pisał o kolorycie życia – nie powinny przeważać ciemne barwy, nie można też oczekiwać samych jasnych. Więc codziennie staram się przesuwać w stronę równowagi, krążąc pomiędzy pracą, swoimi dziećmi i własnymi pasjami.


M: Jakie to pasje?

O: Spacery, zdjęcia, opowieści, zabawa w pisanie, szukanie dobrej literatury dla dzieci.



M: Cytujesz profesora Kępińskiego. Czy ta postać pełni jakąś szczególną rolę w Twoim życiu?

O: Spotkałam się z tym nazwiskiem w czasie studiów pedagogicznych, czytając Rytm życia. Zrobił na mnie wrażenie swoim spokojem, podejściem do problemów ludzkiego zła i dążenia do dobra, podobało mi się jego humanistyczne podejście. Lekarz, ale nie zamknięty w swojej specjalizacji, a naprawdę zainteresowany ludźmi i zrozumieniem świata.


M: Jak znajdujesz czas na pisanie?  

O: Często piszę w nocy, wtedy mam absolutny spokój. Albo w poranki, kiedy mam wolne. A w biegu dnia zapisuję sobie pojawiające się pomysły.


M: Masz do tego jakiś specjalny mały notesik, czy skrobiesz na karteluszkach?

O: Notesik byłby dobry, gdyby się teleportował w każde miejsce ze mną! Mam przy sobie zwykle karteczki do przyklejania do ważnych rzeczy w pracy i czasem coś na nich też notuję, ale najczęściej wykorzystuję telefonowe notatki bądź kartkę papieru, którą akurat znajdę. Listę zakupów, stare notatki czy protokoły, czasem też kartki z rysunkami dzieci… (ups, wybaczcie!)


M: Jeden z takich pomysłów uzyskał w ostatnim czasie formę krótkiego opowiadania. Link do niego ustawiam na stoliku: słowo - jej dom. A my wracamy do rozmowy.

O czym piszesz?  

O: O czym ja piszę… o bzdurkach, które jednak mogą być ważne. Czasem chciałabym dać komuś powód do uśmiechu, a czasem powiedzieć: nie przejmuj się, wszyscy mamy zrąbane dni, ja też, zobacz. Posmęcimy razem. W pisaniu dzieciom chciałabym przekazać im jedną najważniejszą rzecz… Właściwie to trzy najważniejsze rzeczy: że są mądrzy. Że są piękni. Że są ważni. Zobacz, trzy określenia, które uratowałyby ich przed brakiem wiary w siebie i brakiem pewności. Dzieci mają wierzyć w siebie. A my dla nich żyjemy na tym świecie. Najgorszą zbrodnią świata jest skrzywdzić dziecko – tak uważam i już.


M: Kim jest Lilka, oprócz tego że bohaterką Twojej książki?

O: Moja Liluchna to bystra artystka, która jest trochę nadwrażliwa. Boi się iść do szkoły, ale kiedy poznaje tam krasnoludka Henia Pryk-Pruk, to zmienia zdanie. Zaczyna mieć przeróżne przygody. Powoli uczy się, jak ważne jest myślenie nie tylko o sobie, ale też troszczenie się o innych. Lilka – zupełnym przypadkiem – jest trochę podobna do mnie z dzieciństwa… A trochę do moich dzieci, które uczę w szkole.


M: Czy Ty również, jak Lika obawiałaś się pójścia do szkoły? Pamiętasz pierwszy dzień? Jak wspominasz szkolne lata?

O: Małgosiu, dużo ci nie opowiem, bo nie pamiętam prawie zupełnie moich pierwszych lat w szkole. Mam przebłyski z radości przy czytaniu książek, czy to pierwszych czytanek czy lektur (rodzinna wieść głosi, że czytałam sama w wieku czterech lat, ja tam myślę, że pięciu bardziej), uwielbiam zapach atramentu – bo w 1987, moja pierwsza klasa, pisało się piórem – pamiętam spokój po drodze do szkoły. Miałam najlepszą nauczycielkę, panią Iwonę Kruczyńską, chyba ją kochałam! Choć uważałam ją za panią w wieku babci, potem okazało się oczywiście, że miała około czterdziestu lat, kiedy uczyła moją klasę… Miałam pierwszą przyjaciółkę, miałam pierwsze dziecięce kłótnie, bo nie zależało mi na byciu lubianą za wszelką cenę. Ale też strasznie zawsze wszystko przeżywałam.


M: Dlaczego wybrałaś pracę w szkole?

O: Bo jak człowiek w którymś momencie dostaje tyle dobra i miłości, jak ja od swojej nauczycielki, to chce to potem oddać. Chociaż najpierw chciałam być weterynarzem. Moi rodzice odwiedli mnie od tego pomysłu – niestety, bo to są decyzje, które trzeba podjąć samemu – i wybrałam wtedy bycie nauczycielką. I wiesz, jedno się nie zmieniło – dalej wszystko strasznie przeżywam, teraz tylko podwójnie, jako dziecko i jako nauczycielka!






M: Powyższe kompozycje są Twoje. Do pierwszej zainspirowały Cię słowa pochodzące z profilu @bez_wytnienia. Druga, którą zrobiłaś dla siostry, to być kobietą w lekko żartobliwym wydaniu. Skąd w Twoim życiu kolaże?

O: Kolaże to dziwna i tajemnicza sprawa. Kiedy pojawia się temat, w mojej głowie powstają obrazy, postacie, jakieś słowa, przeskakują, zmieniają się, dostosowują do dostępnych materiałów – czyli wycinków z gazet, ścinków papieru – aż wszystko w miarę wskoczy na swoje miejsce. A czemu akurat tak mi się coś kojarzy, widzi, czemu taka kompozycja a nie inna – to już byłaby sprawa dla detektywa😉


M: Czyli działalność absolutnie spontaniczna, trochę jak gra w skojarzenia. Podobno spontaniczne skojarzenia nie są przypadkowe. Czy zdarza Ci się patrząc na swój własny gotowy kolaż poczuć zaskoczenie, albo dowiedzieć czegoś nowego o sobie?

O: Tak! To nie tylko kwestia estetyki, ale też grzebania w swoich skojarzeniach, i nawet nie zawsze chcę wiedzieć, czemu coś pasuje! Nie wszystko trzeba rozumieć.



M: Czy istnieje przepis na udane zdjęcie?

O: Tak, jeden istnieje – musisz być z tego zdjęcia zadowolona/y. Jak nie czujesz w środku, że wszystko w nim gra, albo nie czujesz, że cokolwiek w tobie porusza, to nie będzie udane zdjęcie.


M: A można się do niego jakoś przygotować, żeby było udane? Ustawić coś w głowie, w aparacie, w otoczeniu?

O: Można przygotować sobie akcesoria, też trochę na zasadzie skojarzeń. Tu kłębek nici jak kłębek nerwów, na przykład… Albo cienie z dzierganej serwetki zawieszonej na oknie. Albo dostrzeżenie gry cieni na podłodze, na ścianie. I pstrykać, aż poczujesz, że to już to. Przesuwać, zmieniać, układać. I zawsze można zrezygnować i spróbować później, prawda? Oglądam czasem coś u Dominiki z Kobiecej Fotoszkoły, albo na profilu @52zdjecia

I przy okazji Małgoś, dziękuję ci za nazwanie moich fotek „artystycznymi”! Nigdy tak o nich nie myślałam! Miłe to😊


M: Naprawdę uważam, że są świetne. Sama lubię je oglądać na Twoim profilu, a gdybym była kustoszem galerii, zrobiłabym wystawę! Próbka poniżej, proszę o komentarz:)

O: Jest tu zabawa z uchwyceniem światła. Światło i cień - co wydobędziesz, a co pozostawisz w mroku? Poza kadrem? Są książki, pierwsze w ujęciu minimalistycznym, drugie bardziej nastrojowe, w jesiennych barwach, żeby wywołać to cudne wrażenie przytulności i leciutkiej zadumy przy czytaniu. No i pokrzywy, sfotografowane po drodze z pracy. Lubię pokrzywy, mają dla mnie swoją metaforyczną stronę. Jak to napisała w Tarninie Marta Kucharska: "Pokrzywy są nadwrażliwe. Bardzo się boją, dlatego muszą udawać groźne" i ja się z tym zgadzam i kocham pokrzywy.  



M: O czym marzy Ola?

O: Chcesz wiedzieć? Jak powiem, to się nie spełni! Może lepiej o niczym nie marzyć, można się tylko boleśnie rozczarować. Niech życie idzie swoją drogą, ja spróbuję po prostu - po swojemu – iść.


M: A czym według Ciebie jest sukces?  

O: Małgosiu, nie mam zielonego pojęcia, co to jest sukces. Może to, że po co dzień mam jeszcze siły, żeby rano wstać i żyć dalej? Prawda, że to potrafi być nadzwyczajny sukces?


M: I na zakończenie, co słychać na Twoim blogu?

O: Ostatnio piszę więcej poza blogiem. Mam kilka rozgrzebanych pomysłów, opowiadań, książek dla dzieci. Ale parę tekstów na bloga też, tylko wiesz, czas… To trzeba jednak usiąść i technicznie ogarnąć😊 Instagram jest prostszy pod tym względem😊


M:Gdzieś pomiędzy… - bo tak nazywa się Twoja strona - to piękna nazwa. Ciągle jesteśmy w drodze. Czy myślisz, że możliwe jest czasem znaleźć się Gdzieś, tu i teraz, bez Pomiędzy? Zdarzają Ci się takie chwile?

O: Rany, to trudne pytanie, chyba najtrudniejsze ze wszystkich! Nie wiem. Tu i teraz to tak krótkie momenty, że trudno je wyłapać. A jak się uda, to potem przychodzi żal, że nie ma ich więcej. Ech, życie…


M: Olu, bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Otwarłaś ten cykl z przytupem. Powiedz jeszcze gdzie Cię można znaleźć.

O: Co jakiś czas – przynajmniej raz na miesiąc – na blogu:

Częściej, choć bez stałego harmonogramu – na instagramie: https://www.instagram.com/gdzies.tam.pomiedzy/

Oprócz tego można mnie znaleźć w księgarni, w bibliotece – jak szukam kolejnych książek. W domu - z kawą. Jak na spacerze – to najczęściej po polach i łąkach, choć czasem też w bocznych uliczkach wielkich miast😊


A oto co Ola poleca w swojej karcie dań. Dla duszy oczywiście:)







Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

تعليقات


bottom of page